poniedziałek, 19 listopada 2012

Co nas wpędza w kompleksy?




Każdy z nas dobrze wie, że „jak cię widzą, tak cię piszą”. Wygląd jest istotną częścią naszej osoby. Jeśli nie wierzycie, pomyślcie sami, ile razy oceniliście nieznaną Wam osobę na podstawie jej wyglądu? Wzrok jest pierwszym zmysłem, który pozwala nam zapoznać się z przedmiotem, zwierzęciem czy właśnie człowiekiem. Ma to również głębsze znaczenie – na podstawie takiego wstępnego oszacowania możemy stwierdzić, czy dana rzecz stanowi dla nas zagrożenie. Zwierzęta dobierają się w pary głównie na podstawie wyglądu. To jest jednak zagadnienie biologiczne, którego nie będę tu omawiać.


Skoro nasza aparycja odgrywa tak znaczącą rolę w życiu, nie dziw, iż większość z nas się nią przejmuje. Jest to jak najbardziej normalny, wręcz wskazany objaw, albowiem powinniśmy o siebie dbać. Często jednak wygląd zaczyna przejmować coraz większą kontrolę nad naszymi myślami, coraz wnikliwiej wpatrujemy się w lustro, porównujemy do innych, najczęściej uchodzących za „idealnych”, aż nagle do naszego życia zakradają się małe, niemożliwie trujące potwory – kompleksy.


Magazyny, telewizja, bilbordy bombardują nas obrazami ludzi perfekcyjnych, pięknych, koniecznie młodych, ewentualnie w starszym wieku, u których jednak dziwnym trafem nie widać ani jednej zmarszczki. Wszystko to okraszone znaczną ilością odpowiedniego makijażu, światła, ubrań oraz niezawodnego programu komputerowego do obróbki zdjęć, znanego szerszemu gronu odbiorców jako Photoshop. Wizerunki osób prezentowanych w mediach często dość mocno odbiegają od prawdy. Większość odbiorców zdaje sobie z tego sprawę, a mimo to pragną wyglądać podobnie. Dlaczego?


Zauważyliście może radość, pewność siebie, seksapil płynące od modelki na zdjęciu? Która kobieta nie chciałaby się tak poczuć? Szybki wgląd w lusterko: szara cera po nieprzespanej nocy, podpuchnięte oczy, włosy znowu się nie układają. O za małych/dużych piersiach, „boczkach”, tłustym/płaskim tyłku i krótkich/koślawych nogach już nie wspominając. Po takim zlustrowaniu swojej osoby uchodzi wszelka chęć życia i nadzieja na szczęście – zupełnie, jakby zależały one od naszego wyglądu. A tak przecież wcale nie jest!


 
Sama mam wiele problemów z samoakceptacją i to już od najmłodszych lat. Dość szybko dostałam kobiecą figurę, w dodatku najmniej wymiarową – tzw. klepsydrę. Myśl o zakupach wcale nie poprawia mi humoru. Jak mam znaleźć w popularnych sieciówkach ubrania, które będą na mnie pasować, skoro wszystkie są produkowane na jedną modłę: wysokiej, szczupłej (chudej?) dziewczyny o chłopięcych kształtach? Owszem, istnieje dział dla kobiet dojrzałych, w stosunku do których producenci dopuszczają myśl o posiadaniu biustu, wąskiej talii i szerszej pupy, ale błagam, ja mam dopiero dwadzieścia lat! W tym momencie dostaję wybór – albo wszystko mi będzie za duże w pewnych partiach ciała, a w innych zbyt wąskie, bądź też postarzę się o kolejną dekadę. Żadna z tych opcji nie jest dla mnie kusząca. 


Właśnie w takich sytuacjach, kiedy stoję przed lustrem w kolejnej beznadziejnej stylizacji i staram się nie rzucić tych wszystkich szmat w kąt, pojawia się myśl „A może to ze mną coś jest nie tak?”. Gdzieś tam z tyłu czai się ogromne zdjęcie modelki z perfekcyjną cerą, lśniącymi włosami i która na pewno, na pewno nie ma problemów ze strojem, bowiem wszystko co na siebie włoży będzie wyglądało idealnie


W ostatnich lata podniosło się wiele głosów twierdzących, iż modelki zatrudniane do reklam, zdjęć oraz na wybieg są za chude i propagują zaburzenia odżywiania. Zaczęto organizować kampanie, w których zatrudniano modelki „plus size”. Wszystko to bardzo nobliwe i szlachetne, jednak nie wydaje mi się, aby spełniało swoją funkcję. Popadanie ze skrajności w skrajność nie jest odpowiednim motywem działania. Wiadomo, że większość ludzi zawsze znajduje się pośrodku, a jakoś tak się w społeczeństwie przyjęło, że wolimy być szczuplejsi i z dwóch zupełnie odmiennych opcji będziemy  dążyć do tego „chudego” ideału. Nie możemy także zapominać, że w modzie „dla puszystych” (zwrot ten stosuję z przymrużeniem oka) także funkcjonuje obróbka graficzna, coby zmylić nasze zmysły. Ważąc 100 kg przy wzroście 175 cm i zakładając, że ową masę ciała nie stanowią w głównej mierze mięśnie, trudno o efekt gładkości i jędrności, jaki widnieje na zdjęciach.


Gdyby zależało to ode mnie, moglibyście wybierać wśród modelek o różnych kształtach, typie skóry, karnacji, moglibyście podziwiać niskie na przemian z wysokimi, o chłopięcej sylwetce, a także tej typowo kobiecej. Na wybiegu nie królowałby jeden typ – ten sam wiek, ta sama figura, te same cechy. Na świecie żyje ponad siedem miliardów ludzi. Czy naprawdę wszyscy musimy ograniczać się do tego jednego wzorca?


Kompleksy to dla mnie temat-rzeka, dlatego, żeby zbytnio Was nie zanudzić, postanowiłam podzielić ten post na dwie części. W następnej postaram się znaleźć odpowiedź na pytanie „Co zrobić, aby nie oszaleć i nie wpędzić w depresję?”. Wiem – już czekacie z niecierpliwością ;) Zatem, do zobaczenia!








  zdjęcia: http://10steps.sg/inspirations/artworks/40-cool-before-and-after-photo-retouching-photos/ , www.google.com

2 komentarze:

  1. Kocham Cię czytać:D!
    Nawet kiedy piszesz o czymś tak dołującym jak kompleksy.Umiesz to ubrać tak,że aż się uśmiecham:P
    Ola!

    OdpowiedzUsuń
  2. No właśnie, 7 miliardów, a dążymy do upadku porównując się wciąż...

    OdpowiedzUsuń